16 lipca 2016

Chwila oddechu

"Uciekajmy, mamy jakieś pieniądze, znajdźmy jakiś motel, kupmy odgrzewaną pizzę z mikrofali i frytki, a przede wszystkim dwie butelki wina, i wejdźmy do wanny, umyję Cię, scałuję z Ciebie wszystko, umyję Cię, wytrę ręcznikiem, położę do łóżka, i zacznę całować i mówić Ci, opowiadać cały świat."
Jakub Żulczyk 




Do zapamiętania: 12 sierpnia jest noc spadających gwiazd.
Tym razem - chyba po raz pierwszy w życiu - mam nadzieję, że historia się powtórzy. A jeśli nie, to modlę się, by było nawet lepiej.


The Pretty Reckless to chyba mój ulubiony zespół na tę chwilę. 



Dzisiaj zwyczajowo obudziłam się z ciążącym kompleksem niższości i chęcią ukrycia się przed wszystkimi. Potrzebowałam zamknięcia się i nieistnienia. Tak jakoś nie widziałam w sobie żadnej wartości, czyli dość standardowo jeśli chodzi o mnie i moje nastroje. Jeszcze później oglądałam stare albumy rodzinne, patrzyłam sobie na miłość i młodość i tak jakoś wzruszam się zbyt mocno. Potem już tylko odechciało mi się życia. Za dużo zachodu i wysiłku. Nie poradzę sobie.

Humor utrzymywał się tak gdzieś do późnego popołudnia, kiedy to w pewnym momencie poczułam dziwną wolność i swobodę bycia. I albo to dlatego, że stałam się zbyt obojętna na życie, albo to przez uświadomienie sobie kilku kwestii.

Na przykład.

O n   i   t a k   m n i e   z o s t a w i.

To pewne. Ale przywołując słowa jednego śpiewako-poety wersji pseudo - poboli, poboli i przejdzie. Dlatego postaram się i będę żyć tym TERAZ. Z nim. W końcu sam mnie do tego zaprosił. Dlatego też stworzę najpiękniejsze wspomnienia.




Kocham półmroki, półsny i północe, ale wprost nienawidzę pół-miłości.

Doszłam do wniosku, że to właśnie tu jest moje miejsce - w półmroku i chłodzie, w późnym lecie i wczesnej jesieni. Chyba po prostu całkiem nieźle odnajduję się w samotności i pochmurnym niebie.



Nic nie jest w stanie opisać mojej miłości do nich. 
Potrzebuję ich nowego albumu w trybie natychmiastowym.



(11.07-15.06)

Dużo zawirowań. Złośliwość czasu zaczęła się od tego zdjęcia. Ogólnie określa ono całą wycieczkę, bo prawie wszędzie i o każdej porze spałam - tylko nie w nocy. Noce były zarezerwowane, albo odbierane. No cóż, nie można mieć wszystkiego.

Na tej wycieczce była tylko jedna wyprawa w góry i dzięki Bogu za to. I tak się wystarczająco zmęczyłam. Najprzyjemniejsze było chyba chlapanie się zimną wodą ze strumienia i świadomość noszenia koszulki z Pulp Fiction.

Widoki z okna miałam całkiem przyzwoite, żeby nie powiedzieć, że piękne, bo jeszcze wyjdzie, że mi się tam podobało. A było beznadziejnie. Ciągle tęskniłam, czułam się źle, potrzebowałam samotności i chwili spokoju. Nie potrafiłam odnaleźć szczęścia w niczym co mnie otaczało. Co prawda było kilka miłych aspektów jak wcześniej wspominane widoki, śpiewanie i odwiedzenie ośrodka rekolekcyjnego, ale poza tym nic. Chciałam wrócić i to do tego mojego prawdziwego domu. Nie wiem czy tam za mną tęskniono, czy czegoś nie zepsułam, ale trudno. Jak mówiłam, jestem na wszystko przygotowana.


Kilkugodzinna walka o osobę, na której ci zależy. Coś pięknego w oczach romantyka, nieco gorzej dla samych aktorów. Dość niecodzienna drama, a przecież widziałam ich już tak wiele. W sumie nie było źle. Popcorn całkiem smaczny, teksty zabawne, łóżko nawet wygodne, jeśli pościeliło się je dwoma pierzynami i kilkoma poduszkami.
Chociaż uczestniczyłam w tym zwykle biernie, a moją rolę ograniczałam do uspokajania innych, bądź potwierdzenia mojej niechęci do okazywania uczuć publicznie - czułam się dość ważna w całym wydarzeniu. To był chyba punkt kulminacyjny tej wycieczki. Dość dużo się przez to pozmieniało. Ogólnie z pozoru nieistotne rzeczy stają się tymi najważniejszymi.


Drapieżca z adwokatem vs. biedna ofiara. Lubię te zdjęcie. Jest bardzo nielegalne i oddaje wszystko to, co się tam działo. Walczmy wszyscy o miłość, wyglądajmy pięknie i czujmy.

Kiedy zostałam sama, siedziałam w klimatycznym pokoiku z kominkiem, starymi książkami i jeszcze starszym fotelem. Czytałam kilka książek na raz, szukając siebie w ładnych zdaniach, ale nie potrafiłam się odnaleźć. Już więcej tam nie wróciłam. Niczego nie żałuję.

Ponaciągałam mięśnie przykręgosłupowe przy tanecznej wojnie, nie usłyszałam pięknej historii, ale za to zadano mi pytanie.

Co jeśli po śmierci Bóg zapyta nas jak było w niebie?

Mocne jak dla mnie. Ale w takim razie widocznie nie jest tu najlepiej, skoro chcę stąd wyjść drzwiami ewakuacyjnymi. Mogłeś się bardziej postarać, Boże.

Moja odpowiedź to chujowo. Dosłownie tak wtedy powiedziałam. Bez chwili zastanowienia.


Ostatni dzień. Kolejna przełomowa rzecz, tym razem jedynie dla dwóch osób. Naprawdę wiele się zmieni. Bardzo wiele. Mam wrażenie, że pośrodku całej tej farsy tylko ja stałam samotnie jako wierny i oddany obserwator znudzony bezsensem istnienia. Ale mówi się trudno. Jakoś nie chciałam, żeby cokolwiek się w moim przypadku zmieniało. Ba. Nawet odtrącałam wszystkie lepiące się do mnie macki. Pozostałam nienaruszona, choć lekko draśnięta. I tym razem znowu - mówi się trudno. Dobrze, że mam jeszcze moje plastry.

Jeszcze tylko 2 dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz! ♥

Copyright © 2014 meggi. , Blogger