08 czerwca 2016

My Little Song


Nic się ostatnio nie działo oprócz tego, że ukradłam tacie sweter i zrobiłam w nim ogromną dziurę, sięgającą aż po łokieć. Oglądnęłam filmik kolegi z klasy, w którym stłukł szklaną bombkę. Rozwiesiłam światełka w pokoju i mimo, że wyglądają prześlicznie, to straciły swój klimat. Chyba po prostu tworzę nowe wspomnienia. Zaczęłam oglądać też Naruto i wiecie co? Nie wiem jak, ale zapomniałam jak bardzo to anime jest dla mnie ważne i jak wiele razy mi pomagało.
Przeczytałam "Wybacz mi, Leonardzie" i otwarcie mogę stwierdzić, że żadna książka mnie tak jeszcze nie poruszyła, ale napiszę o tym innym razem. Mam zamiar policzyć wszystkie "zauważcie" profesora od historii i zabiegać o względy mojego kota, bo głupio tak, żeby mój własny kot mnie nie lubił. Ostatnio też uleciała ze mnie motywacja, której miałam przecież tak dużo na początku roku. Nie wiem, to chyba nauczyciele zabili ją całą. Nie mam siły na nic.

Dlaczego to wszystko piszę? Uwierzcie, ma to cel. Sama się o tym przekonałam zaledwie kilka minut temu. 

Przypadkiem weszłam na tego bloga i przypadkiem przeczytałam jeden z postów, który przypomniał mi o jednej banalnej, ale w istocie bardzo ważnej rzeczy - o pisaniu, a raczej o tym, czym ono dla mnie jest. 

Bo widzicie, ja nie jestem żadnym pisarzem, poetą, ani artystą. Ja po prostu lubię bawić się słowami i splatać je w różne konstelacje. Moje teksty są moim niebem.

I tu nie chodzi o żadną wrażliwość, sentymentalność, melancholię, spacery, jesienne liście, czy płakanie po nocach. Racja, to nie zrobi ze mnie artysty. To nie zrobi artysty z tak naprawdę nikogo. Ja nawet nim nie chcę być, a raczej nie mam takiej potrzeby, bo nie jest to dla mnie istotne. Dopóki mam swoje historie, wszystko jest okej.





Od niektórych utworów po prostu czuć miłość.



14/12/2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz! ♥

Copyright © 2014 meggi. , Blogger