Pamiętam
zimę tamtego roku.
Była
mroźna, w powietrzu zawisł taki dziwny, bliżej nieokreślony klimat. Bardzo charakterystyczny. Nadal go odczuwam, jeszcze o nim nie zapomniałam, bo ubiegłoroczna zima nie umarła.
Żyje we mnie, w moim ciele, umyśle, być może sercu. Trwamy w przepięknej symbiozie.
Ja potrzebuję jej, a ona mnie.
Ja jestem zimą - zima jest mną.
Kiedy o
niej myślę, przypominają mi się te wszystkie niebieskie światełka, które zawiesiłam wokół mojego łóżka i lustra. Miały bardzo specyficzną barwę i lubiłam je prawie tak
bardzo jak spacery w doborowym towarzystwie. Tak, bardzo często wtedy
spacerowałam. I w nocy i w dzień. Chłód nie stanowił przeszkody, a nawet
zachęcał. Zachęcał do życia, bo to całe zimno uszczypliwie przypominało
mi o tym, że nie tylko istnieję i trwam, ale nadal oddycham, jestem i czuję. Dużo czuję... Myślę też niemało.
Zima
tamtego roku przyodziała się w najpiękniejsze sukienki i wyszukaną biżuterię.
Chodziła na koncerty kwartetu fortepianowego i słuchała Vivaldiego aż do trzeciej
nad ranem, kiedy to kończyła swoją wycieczkę po bezchmurnym, rozgwieżdżonym
niebie.
Zima
roku dwa tysiące czternastego była wyjątkowa, elegancka, pyszna. Otaczała się
wonią krwistoczerwonych róż, które nigdy nie umierały. Były prawie tak nieśmiertelne
i piękne jak ona sama. Wiecznie młoda.
Taniec
do utraty sił, krzyki, wrzaski, fajerwerki, zapach sierści psiego
przyjaciela, spokojny oddech, żar przyjaźni i nowego początku. Zima
zmienia ludzi, usypia wewnętrzne bestie, budzi pożądanie ciepła. W zimie wszystkie moje potwory śpią.
Kocham ten wpis ok. Będe go czytać codziennie przed snem. Może przyśnią mi się potem piękne rzeczy?
OdpowiedzUsuńniutta.blogspot.com
~Niuta.
Nieźle się rozmarzyłam czytając to, co napisałaś.
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia!
Pozdrawiam! ♥
moja Personalna Galaktyka Absurdu